Recenzja filmu

Kod dostępu (2001)
Dominic Sena
John Travolta
Halle Berry

Kiedyś napisane...

Można użyć stwierdzenia, że obecne kino dzieli się na to, które powstało przed "Matrixem", a także to, które czerpie z jego źródeł. I nie chodzi tu o wierne kopiowanie, jedynie o sięganie po
Można użyć stwierdzenia, że obecne kino dzieli się na to, które powstało przed "Matrixem", a także to, które czerpie z jego źródeł. I nie chodzi tu o wierne kopiowanie, jedynie o sięganie po liczne rozwiązania wizualne i techniczne tam wykorzystane. Tak jest też w przypadku "Kodu dostępu". Pierwszy, po bardzo długiej przerwie, dynamiczny, inteligentny film akcji, a może raczej gatunek filmowy, który można nazwać wirtual-thriller. Warsztat reżyserski Dominic Sena rozwinął tworząc teledyski dla wielu gwiazd muzyki rozrywkowej, m.in. Davida Bowie, Tiny Turner, Janet Jackson i innych. Jego filmowym debiutem była uznana w świecie filmu "Kalifornia" z Bradem Pittem, Juliette Lewis i Davidem Duchovnym. Założeniem reżysera było stworzenie historii, której jeszcze nikt nie opowiedział, pokazanie ujęć, których jeszcze nikt nie zrobił, wykorzystanie miejsc, gdzie nie dotarła żadna kamera. Jeśli jest do zgarnięcia 9,5 miliarda dolarów, to czy można mieć skrupuły, aby po nie sięgnąć? Sądzę, że nie. Podobnie myśli charyzmatyczny Gabriel Shear (kolejna, zawodowa rola Johna Travolty). Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych, tym bardziej, że stawką są niewyobrażalnie duże pieniądze. I tu pojawia się odpowiednia działka dla hakera. Jako, że jest najlepszy, nie powinno być problemu. Ale wszystko jest możliwe... W filmie padają konkretne sugestie na temat terroryzmu, obchodzenia się z nim, traktowania go, jako narzędzia politycznego i finansowego. Diametralnie sytuację zmieniły wydarzenia z 11 września, jednak pewne słowa zapisują się w naszej świadomości. Niesamowite wrażenie robi na widzu początkowa scena, kiedy dochodzi do wybuchu materiału wybuchowego na ciele zakładniczki. Założeniem tego ujęcia było pokazanie w chwili eksplozji na jednym poziomie właśnie jej skutków w pełnym obwodzie koła. Trudno to opisać, jednak czegoś takiego jeszcze nie było w filmie. Warto też dodać, że w dużej mierze jest to materiał nakręcony na żywo, jak też miało to miejsce w scenie unoszenia autobusu przez helikopter. Właśnie w kinie odbieramy w pełnej skali profesjonalne zdjęcia, umiejętnie zmontowane, podkreślone dynamiczną, pełną nurtów techno muzyką. To także pełna gama wszelakiej maści dźwięków, bez których nowoczesne efekty specjalne nie miałyby racji bytu.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ostatnimi czasy prześladuje mnie pech. Ile razy wybieram się do kina na film sensacyjny, gatunek, który... czytaj więcej
Marcin Kamiński

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones