Wszytko jestem w stanie w tym filmie przeżyć, wiele rzeczy mi się podobało, ale nie mogę, po prostu nie mogę zdzierżyć Wrońskiego. Pan Taylor-Johnson jest chyba najgorszym możliwym wyborem na tę postać w całej historii ekranizacji AK. A szkoda, bo mogło być naprawdę świetnie.
Oklaski należą się za to Jude'owi Law. Chyba po raz pierwszy naprawdę i szczerze współczułam Kareninowi.
Przepraszam, że odświeżam stary temat ale tak w istocie było - Karenin męski, dojrzały, trochę nieporadny i zagubiony, stateczny. Natomiast Wroński to taki podlotek, który odkrył miłość i nie wie co z nią zrobić. Jedynie jego wygląd mi nie pasuje. Za daleko się posunęli :D
Zgadzam się, choć nie wiem kto musiałby zagrać Wrońskiego, żeby całość się jakoś broniła.
Niestety filmy o Rosji produkcji nierosyjskiej mają tendencję do bycia "nie w klimacie". Kulturę rosyjską okresu tamtego i każdego innego nota bene ciężko jest zrozumieć i przedstawić - tutaj zupełna porażka w tym względzie. I nie tylko w tym.
Wrońsky - sierota, Karenina za młoda, ale jeszcze wiek byłabym w stanie przełknąć. Niestety mój odbiór gry aktorskiej Kiry sprowadził się do bacznej obserwacji jak to otwiera i zamyka buzię w kolejnych ujęciach.
Zgadzam się w całej rozciągłości, Wroński - nieporozumienie, Keira - co ona ma z tymi ustami?;)
To mnie chyba najbardziej raziła Keira Knightley. Gdybym puściła film w dowolnym momencie i nie czytała nazwisk obsady myślałabym, że gra Kitty. Anna była mężatką, matką, świadomą życia kobietą, podczas gdy Keira ukazuje swoją bohaterkę jak jakiegoś podlotka bez żadnego doświadczenia. Jest za mało wyrazista.
Ha! Już wiem o co chodziło. Przejrzałam stare adaptacje/ekranizacje Anny Kareniny. Problem u Knightley jest taki, że zagrała "staroświecko", teatralnie i byłoby to okay, gdyby reszta obsady również tak grała, ale oni grali nowocześnie. No niestety, albo wóz, albo przewóz, albo gramy wszyscy tak i jest spójnie, albo inaczej.
Czekałam 7 lat, by obejrzeć ten film. W końcu się udało i ...po 10 minutach miałam ochotę wyłączyć ze względu na tę groteskowo-teatralną otoczkę. Ale dobrnęłam do końca, bo chciałam zobaczyć jak zostanie zrealizowana ta fabuła.
Wroński to faktycznie porażka, gorszego aktora chyba już nie można znaleźć. Wydał mi się jakimś nieokrzesanym młokosem, który nie wie co to prawdziwa miłość. Zresztą i tak dosyć szybko miał dosyć Anny.
Keira, którą bardzo lubię, tutaj mnie nie zachwyciła i to tyle co mogę o niej powiedzieć.
Wątek Lewina tak samo jest osobną historią jak w książce.Swoją drogą książki nie polecam...strasznie się męczyłam. To już wolę ten film.
Zgadzam się, choć nie widziałam jeszcze filmu, tylko zwiastun :D Skończyłam książkę i weszłam, żeby zobaczyć, kogóż to obsadzono w tej roli, jakiego przystojniaczka... I aż mi się smutno zrobiło, jak odkryłam prawdę :( Nie uważacie, że świetnie by się sprawdził w tej roli Marcin Dorociński albo Til Schweiger ? :D
Kocham Wrońskiego w tym filmie! Dla mnie robi film, jest chemia pomiędzy nim a Keira.