to coś niezwykłego. Plan, scenografie, aktorzy, w wielu scenach oświetla wyłącznie lampa naftowa, czy świeca. Wrażenie jest piorunujące. Czegoś takiego chyba dotąd kino nie widziało. Podobny zabieg wykona wiele lat później John Alcott w filmie "Barry Lyndon" Stanleya Kubricka i jeszcze dostanie za to Oscara!
Co za ironia losu. Tak to już zazwyczaj jest z prekursorami.
Cenne spostrzeżenie. Wiele mówiło się o tym, że Kubrick ściągnął dla Alcotta jakieś specjalne taśmy używane dotychczas przez NASA, a sam Oscar dla niego to niby za pionierskie osiągnięcie w tej dziedzinie. Nie czepiam się tu Barrego Lydona, gdyż dałem mu 10 i uważam za najlepszy film Kubricka.
Czytałem, że Francis zawsze uważał Innocents za swoje największe dokonanie, mimo że zrobił fajne zdjęcia choćby do Człowieka słonia Lyncha.